RECENZJA "Cykl"
-> Wiecie, że mam FANPEJDŻA? <-
_________________________________________________________________________________
Już kiedyś robiłam recenzję "CYKLu" Moniki Jagodzińskiej. Na fejsbuniu, zaraz po przeczytaniu owej historii, czy też raczej zbioru historii (ach, polska język piękna język, mnoga tako samoj jako i pojedyncza), ale tamta recenzja była... cóż. Mało konkretna, po łebkach i generalnie teraz aż mi wstyd na nią patrzeć. Aż tu nagle się okazało, iż autorka poszukuje recenzentów, a Ja ZUPEŁNYM PSZYPADKIEM mam blogaska. No więc jestem, będę walczyć o sprawiedliwość, bezpieczeństwo i światłość dobrych książek jako Superheroina Literania (borze drogi jak Puszcza Białowieska, jakie to było suche).
Przyznam, że mam nieco utrudnione zadanie ze względu na to, że znam autorkę, więc może być mi ciężko oceniać w 100% obiektywnie (o ile w ogóle da się wystawić obiektywną ocenę, bo to chyba się wyklucza trochę) ALE [a jak się zawsze mówi - to, co przed "ale" się nie liczy] się postaram (nie, to nie jest gadanie HEJ ZNAM JĄ JESTEM TAKA FAJNA, tylko po prostu uprzedzam jolajnie, że moje przemyślenia mogą być nieco zniekształcone przez zwykłą ludzką sympatię do kogoś znajomego bo hej, też jestem człowiekiem, ofc poza tym, że jestem Boginią i Królową Wszechświata i Innych Mniej Lub Bardziej Równoległych Światów też).
CYKL to drobna książeczka. Ma zaledwie 128 stron (w pliku PDF bo, wstyd przyznać, mój osobisty egzemplarz w papierze gdzieś się zawieruszył, pewnie upchnięty między jakieś wielkie tomiszcza, ale lubimyczytać.pl twierdzi, że wersja fizyczna ma tych stron 101) a więc niewiele. W prologu poznajemy świat, w którym co roku, w Nowy Rok, anioły zaczynają swoją wątpliwej urody przygodę z niańczeniem ludzi i pomaganiem im w przetrwaniu tego, co zwykle Homosie (hehe) nazywają życiem, a Ja drogą przez mękę. Niewdzięczne zadanie, nieprawdaż? No wiecie, Mnie by się nie chciało, ale że anioły to anioły i ogólnie równe ziomki, to robią, co mogą, coby ludziom ulżyć w cierpieniach. No więc ulżają im z całych sił, a my, to znaczy czytelnicy, wsiąkamy w te na pozór banalne historyjki jak woda w gąbkę.
Na pozór banalne. No właśnie, autorka posługuje się przykładami dość oklepanych i obejrzanych z każdej strony motywów. Alkoholizm, przemoc w rodzinie, brak akceptacji et cetera. Mamy do czynienia z anonimowymi postaciami, które borykają się z OMUJBOSZE tak wyświechtanymi problemami, że ociepanie jakie nudy. Tylko, że nie. Anonimowość postaci (w żadnym miejscu nie podano ani jednego imienia, co najwyżej drobne opisy cech fizycznych jak kolor oczu czy włosów) pozwala nam na lepsze stopienie się z daną historią. Mamy możliwość przeniesienia opowiastki i problemu na nasze osobiste doświadczenia. Albo doświadczenia ludzi wokół nas. Bo pomimo tego, że problemy opisane w CYKLu są oklepane i wyświechtane, to nadal są to problemy realne, takie, z którymi każdy się spotyka, w różnym stopniu. No bo błagam, kto z nas nie miał nigdy do czynienia z bullyingiem, alkoholizmem, próbami samobójczymi, śmiercią, nienawiścią, wstydem itd. niech pierwszy rzuci kamulec w moje czoło. Łatwo będzie trafić, jest wielkie jak stadion narodowy, byłabym pięknością, gdybyśmy żyli w średniowieczu. Już? Ok, nie dostałam ani jednym, znaczy - mam rację. No bo wiecie, Ja mam zawsze rację.
Żeby tego mało było, to w tych historyjkach zawarte jest coś, co nawet moję czarnę duszę utęsknioną porusza i pomaga w przejściu tego łez padołu, szarego i długiego jak papier toaletowy. Wylazła taka jedna z puszki, zwiała Pandorze i teraz się pałęta po świecie, ta cała nadzieja. No podupcona jakaś!
Nadzieja to coś, co wypływa z CYKLu oczami i uszami. Znaczy, wypływałoby, gdyby książki miały oczy i uszy. Ta książeczka potrafi naprawdę wyciągnąć z dołka emocjonalnego i mówi wam to ktoś, kto depresji mówi "dzień dobry, pani Borzeno, jak się pani dziś miewa?" jak ją widzi na osiedlu (tak, depresja ma na imię Borzena, potwierdzone info). Pomimo prostego schematu można łatwo sobie wyobrazić siebie w danej sytuacji, z której zawsze jest wyjście. Że zawsze jest ktoś, kto wysłucha. Że ze wszystkim można sobie poradzić. I to serio pomaga.
Początkowo, kiedy czytałam CYKL za pierwszym razem, przy pierwszych dwóch rozdziałach miałam takie "meh, borze drogi, jakieś kuźwa anioły, szmery bajery, co. za. banał." a potem nagle JEBUT BADUM i dotarło do Mnie, że przecież takie rzeczy się zdarzają. Nagminnie. Wszędzie wokół. Sama znam kilka przypadków opisanych zdarzeń. I w końcu odezwało mi się w mej zakutej przyłbicy takie "hej! przecie to samo życie, tylko podkoloryzowane i lekko spłycone!"
Początkowo także miałam okropny problem z budową zdań w CYKLu. Są króciutkie, często i gęsto ściele się teżtrup równoważnik zdania, co dla mnie osobiście, przyzwyczajonej do długaśnych, wielokrotnie złożonych i skomplikowanych zdań, które zajmują pół strony, albo i nawet nierzadko całą stronę, było małą mordęgą. Być może jednak był to zabieg celowy, gdyż narratorami są po prostu anioły i możliwe, iż autorka chciała w ten sposób zaznaczyć odmienność tych istot od ludzi.
Jak już narzekam, to jeszcze ponarzekam. Autorka zrezygnowała z profesjonalnej korekty wydawnictwa co, niestety, widać. Po pierwsze, momentami zdarzały się błędy ortograficzne (jak cholerna str(ó)użka, która mnie ostatnio prześladuje z jakiegoś powodu i to nie tylko w CYKLu, bo tam zdarzyła się ze dwa razy tylko), po drugie bodaj raz trafiła się sytuacja, gdzie początkowo narratorem w jednym z rozdziałów był anioł jednej płci, a po wspomnieniach osoby, którą się opiekował, zmienił płeć na tę drugą. Czasem także zdarzały się dość dziwne i nienaturalnie złożone zdania. Problem stanowiła również ekspozycja i dialogi, które były dość sztuczne. BUT STILL to głównie moje czepialstwo, zwłaszcza biorąc pod uwagę, iż to debiut autorski i nawet bez korekty wydawniczej autorka poradziła sobie naprawdę świetnie.
Podsumowując - od strony technicznej mogłoby być lepiej, choć to jest na całe szczęście kwestia wprawy (a pragnę przypomnieć, że co poniektóre poczytne i rozchwytywane pisarki mają jakąkolwiek wprawę, korektę i poprawność w języku polskim i nie tylko w pewnym ciemnym miejscu i nie mam na myśli szafy, a wy doskonale wiecie, które poczytne autorki mam na myśli) i jeżeli autorka CYKLu wciąż będzie pisać i się rozwijać, to do tej wprawy dojdzie (plus, wielu poczytnych autorów uważanych za dobrych pisarzy bez edytorów byłoby, delikatnie mówiąc, przeciętnymi lub nieco lepszymi od przeciętnych [coś mi w tym zdaniu nie pasuje gramatycznie więc wybaczcie chwilowe zaćmienie w razie wu]). Natomiast strona autorska, fabularna i wyobraźniowa, nazwijmy to, jest świetna. Wzbudza emocje, pomaga w razie gorszego nastroju, daje nadzieję. W dodatku sam pomysł jest dość nietuzinkowy i - jak widać - sprawdził się doskonale.
Porównałabym CYKL do Małego Księcia, ale szanuję autorkę i nie będę jej obrażać tym czymś, co ludzie uważają za książkę pełną mądrości, bo doprawdy, CYKL to coś lepszego. Przynajmniej dla Mnie. Bez pustych sloganów, ale za to z czymś, co powoduje, że jakoś tak cholera człekowi lepiej na duszy.
A teraz wybaczcie, ale zza okna mi pachnie kotletem z cycka kurczaka. Zrobi mi ktoś? No weś zrób mi ktoś. I przeczytaj CYKL. Bo młodych autorów wspierać trzeba, howgh, rzekłam, a Ja mam zawsze rację i trzeba mnie słuchać.
A no i post nie jest sponsorowany. Żeby nie było. XD
Bo przecież i tak nikt tego nie czyta. XD
Żeby tego mało było, to w tych historyjkach zawarte jest coś, co nawet moję czarnę duszę utęsknioną porusza i pomaga w przejściu tego łez padołu, szarego i długiego jak papier toaletowy. Wylazła taka jedna z puszki, zwiała Pandorze i teraz się pałęta po świecie, ta cała nadzieja. No podupcona jakaś!
Nadzieja to coś, co wypływa z CYKLu oczami i uszami. Znaczy, wypływałoby, gdyby książki miały oczy i uszy. Ta książeczka potrafi naprawdę wyciągnąć z dołka emocjonalnego i mówi wam to ktoś, kto depresji mówi "dzień dobry, pani Borzeno, jak się pani dziś miewa?" jak ją widzi na osiedlu (tak, depresja ma na imię Borzena, potwierdzone info). Pomimo prostego schematu można łatwo sobie wyobrazić siebie w danej sytuacji, z której zawsze jest wyjście. Że zawsze jest ktoś, kto wysłucha. Że ze wszystkim można sobie poradzić. I to serio pomaga.
Początkowo, kiedy czytałam CYKL za pierwszym razem, przy pierwszych dwóch rozdziałach miałam takie "meh, borze drogi, jakieś kuźwa anioły, szmery bajery, co. za. banał." a potem nagle JEBUT BADUM i dotarło do Mnie, że przecież takie rzeczy się zdarzają. Nagminnie. Wszędzie wokół. Sama znam kilka przypadków opisanych zdarzeń. I w końcu odezwało mi się w mej zakutej przyłbicy takie "hej! przecie to samo życie, tylko podkoloryzowane i lekko spłycone!"
Początkowo także miałam okropny problem z budową zdań w CYKLu. Są króciutkie, często i gęsto ściele się też
Jak już narzekam, to jeszcze ponarzekam. Autorka zrezygnowała z profesjonalnej korekty wydawnictwa co, niestety, widać. Po pierwsze, momentami zdarzały się błędy ortograficzne (jak cholerna str(
Podsumowując - od strony technicznej mogłoby być lepiej, choć to jest na całe szczęście kwestia wprawy (a pragnę przypomnieć, że co poniektóre poczytne i rozchwytywane pisarki mają jakąkolwiek wprawę, korektę i poprawność w języku polskim i nie tylko w pewnym ciemnym miejscu i nie mam na myśli szafy, a wy doskonale wiecie, które poczytne autorki mam na myśli) i jeżeli autorka CYKLu wciąż będzie pisać i się rozwijać, to do tej wprawy dojdzie (plus, wielu poczytnych autorów uważanych za dobrych pisarzy bez edytorów byłoby, delikatnie mówiąc, przeciętnymi lub nieco lepszymi od przeciętnych [coś mi w tym zdaniu nie pasuje gramatycznie więc wybaczcie chwilowe zaćmienie w razie wu]). Natomiast strona autorska, fabularna i wyobraźniowa, nazwijmy to, jest świetna. Wzbudza emocje, pomaga w razie gorszego nastroju, daje nadzieję. W dodatku sam pomysł jest dość nietuzinkowy i - jak widać - sprawdził się doskonale.
Porównałabym CYKL do Małego Księcia, ale szanuję autorkę i nie będę jej obrażać tym czymś, co ludzie uważają za książkę pełną mądrości, bo doprawdy, CYKL to coś lepszego. Przynajmniej dla Mnie. Bez pustych sloganów, ale za to z czymś, co powoduje, że jakoś tak cholera człekowi lepiej na duszy.
A teraz wybaczcie, ale zza okna mi pachnie kotletem z cycka kurczaka. Zrobi mi ktoś? No weś zrób mi ktoś. I przeczytaj CYKL. Bo młodych autorów wspierać trzeba, howgh, rzekłam, a Ja mam zawsze rację i trzeba mnie słuchać.
A no i post nie jest sponsorowany. Żeby nie było. XD
Bo przecież i tak nikt tego nie czyta. XD
Źródło : http://sakramencka-rebelia.blogspot.com/2017/07/cykady-na-cykladach-i-tak-to-znowu.html
- 0 Komentarze
- Nowy komentarz